Tłusty czwartek to początek końca
W Tłusty czwartek, który jest początkiem ostatków, czyli szczególnie hucznego, bo ostatniego, tygodnia karnawału, tak jak dawniej spożywa się dużo słodkości, zwłaszcza pączki, racuchy, faworki. Ów zwyczaj początkowo był bardziej popularny w miastach. Dzień ten jest nazywany również Czwartkiem combrowym z powodu tak zwanych babskich combrów, czyli spotkań kobiet, które urządzają suty poczęstunek, często zakrapiany wódką lub likierem, rzadko i niechętnie na tę imprezę są przyjmowani mężczyźni. W niektórych regionach Polski wciąż urządzane są takie spotkania (Ogrodowska 2001: 38).
Na Kujawach była ponoć swego czasu popularna taka niepoprawna politycznie zabawa nazywana „zabijaniem grajka”, metaforę zrozumie każdy, ale pomysłowość należy docenić. Ten czyn miał postawić kropkę nad „i” i być znakiem definitywnego zerwania ze wszystkimi karnawałowymi uciechami, zabawami, pijaństwami i innymi bezeceństwami. Egzekucja odbywała się w TEN właśnie wtorek, czyli DZISIAJ, u nas nazywa się go śledzikiem, niezależnie od nomenklatury wyrok wykonywano w wigilię Środy Popielcowej. Cyrk odbywał się najczęściej w karczmie, gdzie do północy żarto i chlano na potęgę, nie zapominano jednak o wybraniu kierownika imprezy, który o północy, kiedy już obowiązywały ścisłe zakazy, wygłaszał z wysokości ławy, niczym wytrawny kaznodzieja, mowę powitalną do śledzia, żuru i innych wielkopostnych potraw, których lud po 40 dniach umartwiania i przymusowej przednówkowej diety. Łatwo się domyślić, że po kilku godzinach srogiej biby prelegent był daleki od trzeźwości więc i rymowanki, piosenki i przemowy rozłaziły się w szwach, często pozbawione rymów, sensu, za to okraszone niewybrednymi żartami i intonowaniem powszechnie znanych piosenek, kiedy już zapominał języka w gębie.
O jak-że Cię nie żałować
Miły mięsopuście!
Cztery szpyry w grochy były
a piąta w kapuście
albo
Któż to się tam na przypiecku krząta
Wstępna środa żurowi uprząta
Wstępna środa następuje
Pani matka żur gotuje
a Pan ojciec siedzi w dziurze
a witajcie mości żurze!
Zabijanie wszystkiego co fajne
No głęboka Częstochowa, powtórzenie za powtórzeniem, ale wątpię, żeby słuchacze czuli się tym szczególnie urażeni albo w ogóle ogarniali. Gwoździem programu był bowiem zdradziecki i nagły atak na biednego grajka, którego wynoszono przed karczmę, sadzano na taczce i wywożono na miejsce kaźni – ugór lub rozstajne drogi – znów nie ma przypadków, w miejsce magiczne, jakby na wszelki wypadek coś nie poszło i naprawdę typa ukatrupili, żeby po śmierci zemsty na nich nie szukał. Przesadzam, krwawej jatki nie było, na zadku muzykanta rozbijano gliniane naczynie pełne popiołu, a gdy tumany kurzu uniosły się, jeden z członków zamieszania wypuszczał zza kapoty kota, który spieprzał zdezorientowany – miał symbolizować uchodzącą z „zabitego” grajka duszę. W zależności od regionu nieszczęśnika wraz z kotem „palono na stosie”, albo razem ze skrzypkami wieszano na drzwiach karczmy.
Środa Popielcowa (łac. Dies Cinerum) to dzień rozpoczęcia Wielkiego Postu w obrządku łacińskim kościołów katolickich, anglikańskich i niektórych luterańskich. Obchodzony 46 dni kalendarzowych (1,5 miesiąca) przed Wielkanocą. W katolicyzmie w tym dniu zalecany jest ścisły post. W prawosławiu odpowiada to Czystemu Poniedziałkowi. Na dzisiejszych mszach katolickich odbywa się specjalny obrzęd pokropienia głów wiernych popiołem konsekrowanym (czasami zamiast posypania głowy popiołem na czoło kładzie się znak krzyża popiołem). Obrzęd ten oznacza skruchę i pokutę wymagane od chrześcijan podczas postu. Podczas ceremonii kapłan mówi do każdego wierzącego: „Pokutujcie i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,14) lub „W proch się obrócicie” (Rdz 3,19). Zgodnie z tradycją, popiół pozyskiwany jest ze spalania gałęzi, które zachowały się z ostatniej Niedzieli Palmowej (Palmowej).
Popiół przeciw robakom, na urodzaj, na żmije
W Słowenii, w Prekmurje, gospodynie domowe jako pierwsze wstały w Środę Popielcową, i bulionem, który został po ostatnim gotowaniu mięsa nacierały stopy domowników – to chroniło od ukąszenia węża i wszelkich ran oraz miało „odpędzać” wszelkie dolegliwości przez cały rok. Następnie gospodyni spryskiwała dom i budynki gospodarcze, żeby choroba ani złe nie imały się ludzi i zwierząt gospodarskich. W niektórych regionach przed wschodem słońca gospodarze posypali pola, ogrody i sady odpadkami z „tłustego” wtorku, żeby krety nie kopały ziemi, i chodzili po podwórku z kosą, której styliskiem stukali w ziemię- ponoć w ten sposób odpędzano od kurników potencjalnych lisich złodziei. W wigilię Popielca kobiety zbierały się i piły „za len wysoki”, i „dorodne konopie”, tańczyły z wysokimi podskokami i skakały przez ławkę, żeby w polu wszystko rosło ku niebu (czeski, słowacki, polski zwyczaj). Na Słowacji gospodyni przed wschodem słońca czyściła piec i zachowała „mięsny” popiół; popiołem tym posypywano drzewa i krzewy w Wielki Piątek, co miało chronić sady przed zarazą i plagą robactwa. Słoweńcy suszyli resztki potraw mięsnych i dodawali je do potraw w Wielkanoc.
Zapust…
Pojawiał się w śledzikowy wtorek, ubrany w kożuch na drugą stronę przeciągnięty, najczęściej w towarzystwie swojego „giermka-dziada”, i chodził od domu do domu z koszem na dary – zaczynał od gospodarstw, na karczmie kończąc, obwieszczając wszystkim koniec tego dobrego i w ogóle to weźcie się za siebie zapijaczone niecnoty.
Za Glogerem: Zapusty tern się różnią od mięsopustów czyli mięsopustu, że ta ostatnia nazwa, pochodząca od wyrazów mięsa-opust czyli pożegnanie, stosuje się tylko do ostatnich kilku dni zapustnych czyli ostatków zapustu – zapusty zaś oznaczają cały czas od Nowego-Roku i Trzech Króli do Wielkiego postu. O mięsopustach ob. w Enc. Starop. t. III str. 215, a obszerniej w dziele wydanem przez Z. Glogera „Rok Polski w życiu, tradycyi i pieśni” (Warszawa, 1900 r., str. 101 – 119). Ł. Gołębiowski pisze o zapustach w dziele swojem „Gry i zabawy różnych stanów”, str. 331, 332 (Warszawa, 1831 r.). Kitowicz o zapustach i kuligach za Augusta III (t. IV, str. 41). O babach cząbrowych w Krakowie wspomina Załuski w „Próbie pióra” z r. 1753 i Ign. Krasicki. W tłusty czwartek przekupki krakowskie combrzyły po rynku i ulicach miasta (z niem. schampern, schempern, chodzić w maskach zapustnych i napastować przechodniów). Tak zw. maszkary zapustne czyli karnawałowe i przebieranie się w różne kostiumy już od czasów średniowiecznych w zachodniej Europie dało początek w Polsce zwyczajowi ludowemu przebierania się w zapust za żydów, cyganów, dziadów, niedźwiedzi, konie, kozy, bociany i t. p. Dni mięsopustne czyli ostatki miały też nazwę „dni szalonych”. Po wszystkich gospodach odbywały się tańce i hulanki. Dziewki niepobrane zamąż i parobcy niepożenieni ciągnęli kloc do gospody, gdzie póty lano nań wodę, aż gospodarz okupił się sutym poczęstunkiem. A potem baby skakały przez ten pień „na len” a gospodarze „na owies”, powiadając, że jak wysoko kto podskoczy, tak wysoki będzie miał len lub owies w tym roku. Piszący to pamięta, jak pewien profesor, kupiwszy sobie wieś na Podlasiu, zapragnął przyjrzeć się temu zwyczajowi ludowemu, lecz zaledwie ukazał się we drzwiach karczmy, gdy wesołe i podchmielone baby pochwyciły swego dziedzica i przymusiły do skakania przez pień w środku izby, aż musiał się im wiadrem piwa wykupić. Lud powiada, że we wtorek zapustny stoi djabeł za drzwiami karczmy i spisuje wychodzących z niej po północy.