Skąd wzięła się nazwa LUTY?
Drugi miesiąc roku powinien mieć nazwę nawiązującą do zaniechanych postanowień. No ale nie było tak, więc do rzeczy, ja muszę wytrwać chociaż w tym, żeby zaprzestać zaniechań. No to tak: był februarius, ale to mało romantyczna łacina, a wcześniej veljača i luty, a właściwie pierwsza na południu, druga tutaj, u nas, gdzie zimniej. ukraiński лютий, białoruski люты, czeski únor, dolnołużycki swĕckownyoraz górnołużycki maly rožk. Pozostałym zabrakło fantazji i zerżnęli od wiadomo kogo: фебруар po serbsku, фебраль po rosyjsku, február u Słowaków, февруари w Macedonii, podobnie jakoś w Słowenii. Z chorwacką nazwą veljača problem jest mianowicie taki, że nigdzie indziej jej nie znano, jest natomiast na tyle stara (bo leksem odnotowano po raz pierwszy w XII wieku, a jako nazwę miesiąca w XVII), że trudno nie zastanowić się nad możliwą genezą. Miklosich znany jest z różnych dziwnych i nie zawsze trafionych pomysłów, a że tutaj nawet on się poddał i zakwalifikował do kategorii nazw związanych z nie wiadomo czym, to coś jednak jest na rzeczy, przebąkiwał o velki mesec – wielki miesiąc, coś o zmienności pogody, ale średnio się to trzyma kupy.
Co oznacza słowo LUTY?
Pierwsza teoria mówi, że veljača pochodzi od czasownika valjati se, który oznacza toczyć się bądź turlać i rzeczywiście miałby obrazować skłonności tego miesiąca do kaprysów i odlotów pogodowych, a także zmiany zachodzące w przyrodzie, że „idzie ku wiośnie”, wiecie, lody pękają, słonko częściej pokazuje się na niebie, dłuższe dni, nadzieja wkrada się w serca ludu. Ponoć w Dubrowniku mówi się veljača prevrtača, i że luty jest zmienny jak kobieta i tak jak ona potrafi przyprawić o „słodki ból głowy” i jeszcze kad veljača ne daždi, marač dobra ne misli, co znaczy mniej więcej, że jak drugi miesiąc roku nie da popalić z pogodą, to marzec wszystkich pojedzie tak, że im się odechce wszystkiego. U mnie to przysłowie sprawdza się przez cały rok, każdy miesiąc dojeżdża mnie bardziej. Pani Popiołek znów, że wszystko rozbija się o dłuższe dni i że to od czasownika veljli czyli wielki. Tu też coś może być na rzeczy, bo jest starosłowiańskie velъjъ – wielki. Niektórzy badacze wspominają jeszcze, że wcale nie chodzi o wydłużanie się dnia a o Wielkanoc, ale tę tezę łatwo obalić, bo te święta nigdy nie wypadały wcześniej niż w pierwszą pełnię po 21 marca, więc prawie miesiąc poślizgu od lutego. Najciekawsza jest opcja z veljati se który odnosi się do kotów i ruji u zwierząt (chyba każdy słyszał marcujące się na dachach mruczki, brzmi to jak mordowane niemowlęta), ale to też śliski temat, bo koty to chyba mogą w każdym miesiącu…
A tak na serio to „luci” dopiero od 600 lat…mniej więcej
Luty został miesiącem dopiero w XIV wieku, więc późno, a wcześniej używano tej nazwy w formie przymiotnika. Chronologia pojawiania się wskazuje, że jak wiele innych słów zapożyczyliśmy go sobie gdzieś z Rusi. Luty oznaczał tyle co „srogi, ostry, groźny, przykry” – dlatego mówiono w zimie, że to „luty czas”, gdy mróz i śnieg dawał się we znaki. Ciekawe, że tylko w Polsce luty w tym znaczeniu zupełnie wyszedł z użycia, natomiast w innych językach słowiańskich nadal się go stosuje i nie uważa wcale za archaizm.
Przez niektórych badaczy tematu (np. H. Łowmiański) luty jako miesiąc uznawany jest za kalkę z niemieckiego – Hartmond, ale dowodów brak, więc Moszyński twierdzi, że występuje przypadkowa zbieżność. Kto miał starocerkiewnosłowiański ten pamięta, że ljut – gniewny, zaciekły, zawzięty, wściekły, zgryźliwy, uparty występuje w związku frazeologicznym ljuta zima – sroga zima więc w sumie znaczy to samo co luty czas. Po czesku lítý – wściekły, dziki, Słowacy o czymś bezlitosnym mówią l’úty, Лютый po rosyjsku to zły, srogi, mroźny, siarczysty. Za prasłowiański „pierwowzór” słowa luty uznano *ljutъ – srogi, pękający, piekący – dodawano to jako słowo określające jakieś gwałtowne i silne zjawiska – mróz, śnieg, zimę, pogodę, pożar, ogień. Według Bańkowskiego było to znaczenie „przykry, niemiły”. Ljutъ pojawia się w najstarszych zabytkach pisma słowiańskiego.
DLACZEGO STYCZEŃ NIE BYŁ STYCZNIEM?
Nazwa pierwszego miesiąca roku w takim brzmieniu, w jakim my (Polacy) ją znamy, nie jest na tak zwanej słowiańszczyźnie Oprócz języka chorwackiego i polskiego nazwy rodzime używane są w czeskim (leden), białoruskim (студзенъ), ukraińskim (січенъ), górnołużyckim (wulki rožk) oraz dolnołużyckim (wezymski). W pozostałych językach słowiańskich stosuje się łacińskie: jануар, w serbskim, январь w rosyjskim, január w słowackim, januar w słoweńskim i bośniackim, януари w bułgarskim i јануари w macedońskim.
Nazwa siječanj wskazuje na to, że prawdopodobnie podobne nazewnictwo było stosowane na dużym obszarze słowiańszczyzny. Występujący w niej leksem pojawia się w większości gwar – po staropolsku mieliśmy przecież „sieczeń”. Poświadczony jest (tak, źródło, wiem, że Szanowne Grono tego nie lubi) w najstarszych zabytkach literatury, a więc po starocerkiewnosłowiańsku, sěčъnъ bądź sěčenъ i oznacza drugi miesiąc roku (Februarius). Zapisy potwierdzają tę nazwę w Apostole Ochrydzkim (měsęcъ fevrarъ rekomy sěčenъ, Ochr. 101b 14), w Apostole Slepčenskim (sěčъnъ,122b 4) oraz w Kodeksie Assemaniego, czyli pierwszy koniec XII a drugi XIII wiek. Wiem, że językoznawcze smaczki niewielu z Was interesują, więc do rzeczy: co oznacza ta nazwa i skąd pochodzi? Ano od prasłowiańskiego czasownika *sěk-ti, czyli ciąć, rąbać, siekać, rozwalać (no dobra, to ostatnie trochę naciągane), ale tym samym (ze względu na znaczenie) jest zaliczana do nazw związanych z działalnością człowieka, a nie z pogodą czy wiarą, jak było np. w przypadku lipca, chociaż jak się okaże później, nie dla wszystkich jest oczywiste, że to akurat gospodarz COŚ RĄBAŁ. Może to on był siekany? Przyznacie, że to brzmi bardziej romantycznie: że wiatr czy mróz kogoś tnie i siecze… Badacze doszli jednak do wniosku, że to etymologia wtórna i wyrosła na gruncie ludowych przypowieści. Miklosh twierdził, że rzecz ma się z tym siekaniem bardziej krwawo niż poetycko i że wywodzi się od świątecznego uboju zwierzyny, o czym świadczyć ma bułgarskie przysłowie: sečko seče, martъ, dere, april kozi prodava, jednak nie ma żadnych dowód, że jest w tym jakaś racja, ponieważ w żadnym z pozostałych po przodkach zapisie nie użyto słowa „seče” w tym kontekście – np. gdy szło o siekanie mięsa czy samą czynność pozbawiania życia, jednak nie jest to wykluczone.
W tym styczniu jednak coś nie styka…
Zostawmy jednak domysły (tak, to też się nie podoba), bo gdy zaczniemy pisać o tym, co się komu wydaje, nie wyniknie z tego nic oprócz pomieszania z poplątaniem i jeszcze większego zakłamania i tak niejasnych losów naszych na tych ziemiach. Na przestrzeni lat pojawił się cały szereg innych propozycji: Patačicia dowodził, że chodzi o topnienie i kruszenie się lodu, które następuje wraz z lutowymi roztopami, inny, że w nazwie idzie o prace sadownicze i przycinanie gałęzi przed nadchodzącą wiosną (w styczniu?), ale słuszne są powątpiewania w to wytłumaczenie: skoro nazwa jest tak stara, to czy w tamtych czasach Słowianie zajmowali się sadzeniem drzewek? Przecież oni raczej wokół nich biegali, i to nago, modląc się przy tem jeszcze do kamieni, o które co i rusz się potykali i w zależności od miejsca, w którym doszło do wypadku albo części ciała, w którą pątnik się uderzył, wróżono co bogowie chcieli mu w ten sposób przekazać. Już tłumaczę: gdy upadł i np. walnął w coś głową, mówiono, że musi zanieść do naczelnego kapłana 3 owce jako ofiarę, bo inaczej całą wioskę obsypie wrzód, jeśli w nogę – umrze w ciągu roku, gdy w wyniku upadku strzyknie go w kręgosłupie, żona w przeciągu roku powije syna.
Jednego siecze, drugiemu się wlecze, trzeciemu nie styka, o Słowianach to nic ni ma…
A na serio: skoro nie byli sieczeni, nie siekali mięsa na kebsy, nie uprawiali starosłowiańskiej sztuki bonsai na jabłonkach ubrani w zgrzebne suknie i skrzydełka wróżek, to co takiego robili w tym czasie, co było tak istotne (no wiadomo, że oprócz dzieci), że aż musieli od tej czynności nazwać miesiąc? Panuje prawie całkowita zgodność, że chodziło o rąbanie drew na opał: w znaczeniu rdzenia *sěk – „rąbać”. Ma to sens, w końcu było zimno, chaty trzeba było czymś ogrzewać – nie, nie palili węglem (śmieciami, jak mój sąsiad, chociaż on to chyba skupuje stare buty i opony od traktorów z całej okolicy, żeby później nimi kopcić, a jak braknie, to szmatami dopycha, serio, jak on dowali do pieca, to chyba nawet na Księżycu myślą, że na południu Polski codziennie wybierają papieża i za każdym razem kończy się fiaskiem…). Po drugie, był śnieg, a że drewna wtedy nie kupowało się w Castoramie, tylko trzeba było przywlec je z lasu, łatwiej było to zrobić np. przyczepiając je do sań i korzystając ze śliskiego podłoża, a nie dającej opór ziemi czy błota. Mądre? No mądre.
Czasu mieli więcej, bo od prac polowych była chwilowa przerwa, więc kto miał zamiar coś budować czy umacniać, ściągał sobie materiał kiedy był mróz – wtedy drewno jest bardziej sprężyste i wytrzymałe. Ze względu na to, że najstarszą formą uprawy roli był a gospodarka żarowa wypaleniskowa, polegająca na wypalaniu lasu i sianiu bezpośrednio w popiół można także przyjąć, że wycinane w tym czasie drzewa spalano, w celu uzyskania żyznego miejsca pod wiosenne zasiewy.
W języku fińskim miesiąc nazywa się tammikuu, czyli „miesiąc dębowy”, ale pierwotne znaczenie nazwy brzmiało „miesiąc rdzenia zimy”, ponieważ tammi wcześniej oznaczało „oś” lub „rdzeń”. W języku czeskim styczeń nazywa się leden, czyli „lód”. W języku litewskim nazywa się od słowa sausu – „sucha”, ponieważ na Litwie w tym miesiącu dominuje głęboki, nie topiący się śnieg zwany „suchym”.
Autorem pięknego obrazka jest Grzegorz Marzewski, wbijajcie na ArtStation, tam więcej prac.
https://www.artstation.com/grzegorzmarzewski
- Sławski, Słownik prasłowiański, s. 251
- Hołyńska-Baranowa, Ukraińskie nazwy miesięcy na tle ogólnosłowiańskim, 1969, Kraków
- Popiołek, Rodzime nazwy miesięcy w języku chorwackim i serbskim, 1999
- Moszyński, Kultura duchowa Słowian