Tradycyjnie: jak oni się do tego zabierali? (Chóralna odpowiedź, która zawsze w takich chwilach mi towarzyszy, zabrzmiałaby dziś równie dwuznacznie co prawdziwe). Przekazów na ten temat zachowało się jak na ich kulturę (po której w porównaniu ze słowiańską zostało całkiem sporo śladów i źrodeł) bardzo niewiele, a to, co mogło wskazać wiele tropów, czyli skandynawskie niecenzuralne przyśpiewki zwane mannsongr (tylko wymienianych w źródłach, bez zachowania treści, ale purytanami to oni raczej nie byli), których ponoć zakazano na Islandii jeszcze zanim Kościół zaczął rosnąć w siłę, nasuwa się więc pytanie, czy to wynik gwałtownego przypływu pruderii, czy naprawdę uznano je za tak nieprzyzwoite, że obciach na dzielni, jak po 1000 lat ktoś to później znajdzie i przeczyta. 😉
To co się zachowało, nie zawiera niestety żadnych pikantnych opisów, zero fantazji, wszystko po ciemku, nakryci skórami po czubki głów. 😉 Nie no, żartuję, ale te wzmianki, co się gdzieś uchowały, naprawdę omijają temat, wszystko raczej „na około” i aluzyjnie, nie zdradzając żadnych tajemnic alkowy (podobno to po dżentelmeńsku). To, co wiemy o keksie* w epoce Wikingów, jest zatem mocno okrojone i pozostawia sporo miejsca dla wyobraźni, co w sprawach dotyczących historii często kończy się turbosłowiaństwem i wielkolechictwem np. Z tego co się zachowało, udało się wyczytać niewiele: początek był ograniczony raczej do minimum, albo po prostu nie rozwodzono się nad szczegółami, bo każdy wiedział o co c’mon: „mąż zwracał się ku kobiecie” i „kładł rękę na jej udzie” (leggja hond), to znaczy żony udzie”. Gdy to się zaczęło, wiele eufemizmów wyjaśniało, co będzie dalej:
• „zbiorą się razem w łóżku” (hviluthrong)
• będzie „odpoczywał razem z nią” (hvila meth henni)
• będą „podróżować razem” (samfor)
• „zabawiać się”, on „pociągnie ją gwałtownie w swoją stronę” aby pocałować.
Najbardziej dosłownym określeniem dotyczącym TYCH RZECZY* było „swawolenie na jej brzuchu/skakanie po jej brzuchu”, co rodzi chyba oczywiste skojarzenia. Staronordyckie słowo „pożądanie” (munuth) pochodzi od słów „miłość” (mun) i „myśl / pamięć / umysł” (hugr), więc może naprawdę jest tak, że „wikingowie” byli takimi romantykami, a nie barbarzyńcami ciągającymi baby po wioskach za włosy.😉 Sagi nawet w odniesieniu do „nielegalnych wizyt”, jakie mężczyźni składali po kryjomu swoim wybrankom (kiedy rodzice nie zgodzili się na ślub) używają określenia „idzie z nią porozmawiać”. Zamiast „uprawiać keks” pisano „kochankowie cieszą się sobą”. Keks* był zawsze używany w kategoriach „mężczyzny uprawiającego keks z kobietą”, z mężczyzną będącym sprawcą i kobietą będącym osobą, której zostało to zrobione. Widać to w terminach penetracji (giljarthar): „akt przenikania”.
W sagach i mitach często nie wspomina się o wiadomo jakich skłonnościach* męskim ani kobiecym, przy czym moho skłonność kobiet jest całkowicie nieobecna lub pominięta. Co wiemy o męskim homoseksualizmie? (W tym miejscu z kronikarskiego obowiązku zaznaczę, że ten tekst, gdy pojawił się na FB, musiał zostać ocenzurowany i konieczne było uskutecznianie słowotwórstwa, ponieważ internetowe dzieciątko wolności, mekka nowoczesności, dziecko Marka Zuckerberga oskarżyło mnie o dyskryminację mniejszości seksualnych, chociaż ani słowem nikogo nie obraziłam). Jedynie to, że był strasznym tabu. W szczególności bierna rola (ergi, bycie tym, kto jest penetrowany) w takim „układzie” była sprzeczna z tym, co w tamtych czasach stanowiło o wartości mężczyzny. Pojęcie ergi jest często używane jako obelga.
Tego, co oznaczone gwiazdką musicie się domyślić, wybaczcie, że napisane jak przez dzbana, ale inaczej się nie da.:
Jochens, Jenny. Women in Old Norse Society. Cornell University Press, 1998
Eric ChristiansenNorsemen in the Viking Age, np. strona 32. Zdjęcie nie może być zgodne z tematem.