Grube biby zamiast grobbingu, czyli Wszystkich Świętych, Dziady i reszta po prawilniacku

Gdy zmarli chodzili wśród żywych

Nie wiemy, czy Słowianie znali pojęcie duszy, zanim wprowadzono chrześcijaństwo. Oczywiste jest, że pojęcie zaświatów istniało wśród Słowian, ale czy było tożsame z naszym? Ostatnio pisałem o tych zmarłych, którzy powracali, aby szkodzić żywym. A co z tymi, którzy szkodzić nie chcieli? Ze źródeł późnośredniowiecznych wiemy, że wierzono w powrót dusz, które wracały pożywić się i ogrzać przy rozpalanych ogniskach, jednak w tych wierzeniach widzi się wpływ chrześcijaństwa. Skandynawowie wierzyli, że duch zmarłego trafia do Walhalli, albo do Hel. Oczywiście w zależności od ziemskiego sprawowania. Bałtowie obserwowali dym ulatujący ze stosu pogrzebowego, wnioskując gdzie udaje się dusza[1].

Słowianie wyobrażali sobie duszę na podobieństwo żywych. Dusze jadły, chodziły, piły, mogły karmić osierocone dzieci, a nawet współżyć z żywymi. Uważano więc, aby duszom nie robić krzywdy przez potrącanie, czy nadeptywanie, lecz także starano się nie oblewać ich pomyjami (trzeba przyznać, że to dowód wielkich propsów na dzielni)! Do grobów, zmarłym Słowianom, wkładano przedmioty używane na co dzień, co jest wskazówką, że zmarli kontynuowali swoją egzystencję w zaświatach. We wczesnośredniowiecznych grobach szkieletowych z terenów Polski, poświadczone są znaleziska broni, wiader, przedmiotów takich chociażby jak noże, w grobach kobiecych ozdoby głowy – kabłączki skroniowe. Na niezmiernie ciekawe zjawisko związane z tym, jak Słowianie wyobrażali sobie duszę zwrócili uwagę archeolodzy Kamil Kajkowski i Andrzej Kuczkowski. Otóż w kronice Ebbona widnieje taki oto fragment dotyczący Pomorzan: „by kije [nie] umieszczali na ich grobach”. Zapis ten badacze porównują do obyczajów Czeremisów, którzy wtykali w świeże groby kilka gałęzi brzozowych, na których po śmierci, przez siedem dni odpoczywały dusze zmarłych, po odbywaniu podróży mających na celu pożegnanie się z bliskimi[2].

Słowianie wierzyli, że dusza przybiera kształt ptaka, stąd wyżej wspomniany obyczaj może wskazywać na wiarę w to, że na tych kijach siadały dusze, mające w wyobraźni Pomorzan kształt ptaków, co warte podkreślenia być może ptaków na tyle niewielkich rozmiarów, aby mogły na tych gałęziach się zmieścić. Ptakiem, w którego zamieniała się dusza mogła być chociażby kukułka. Serbowie, Chorwaci, Rusini wierzyli, ze kukułka wywodzi się od człowieka, który kiedyś opłakiwał zmarłą osobę.

Uważa się, że fragmenty naczyń glinianych odnajdywane przez archeologów w grobach, mogą stanowić ślad uczty odbywającej się nad grobem. Pozostałości naczyń mogą być objawem obrzędów religijnych, lecz mogą wskazywać na zachowania o charakterze apotropaicznym (chroniącym przed złem). U Słowian wschodnich i na Bałkanach rozbijano naczynia po śmierci jednego z domowników, co miało na celu zażegnywanie zła. W Bułgarii kości i resztki pozostałe po spożyciu zwierzęcia ofiarnego zakopywano lub wrzucano do wody, aby nie rozwłóczyły ich zwierzęta. Jedynie ptaki mogły żerować na tych resztkach. Na Białorusi czterokrotnie do roku obchodzona była tzw. Radawica – święto ku czci zmarłych połączone z ucztą na grobach[3]. Według czeskiego kronikarza Kosmasa Słowianie wierzyli, że dusze zmarłych przebywały w jakiś szczególny sposób na rozdrożach i w tych miejscach budowano szałasy z gałęzi lub drewniane budki, w których dusze mogły znaleźć odpoczynek. Możliwe, że krzyże lub kapliczki, które do niedawna stawiano na rozdrożach, zastąpiły owe szałasy. Niestety nie po to, aby dać duszom zmarłych wytchnienie, lecz aby je wypłoszyć z poświęconego miejsca.

W wierzeniach ludowych dusze zmarłych powracają na ziemię w okresie letniego i zimowego przesilenia słonecznego, by uczestniczyć w istotnych wydarzeniach tego okresu. W okresie Adwentu „panował zakaz” orania ziemi, wynikający z przekonania o obecności w tym czasie nad powierzchnią ziemi pokutujących dusz. Orka mogłyby naruszyć spokój dusz, a nawet zranić je[4]. Uczty dla bliskich zmarłych, po pewnym czasie zostały zastąpione zwyczajem wypiekania podpłomyków i obdarowywania nimi najuboższych, nazywanych „dziadami”. Częstując ubogich, wypowiadano imiona zmarłych, których chciano wesprzeć modlitwą, gdyż uważano, że udzielając wsparcia biednym, niesie się pomoc osobie zmarłej.

Każdy po swojemu świętował to samo…

Najwcześniejsze udokumentowane ślady dotyczące obchodów celtyckiego święta Samhain pochodzą ze znalezionego w 1897 roku na terenie dzisiejszej Francji kalendarza z Coligny, datowanego na I wiek p.n.e. Zabytek wykonany z brązowej płyty przedstawia pięcioletni cykl lunarno-słoneczny, każdy składa się z części „jasnej” i „ciemnej”, rozdzielonych słowem atenoux (powracająca noc). Ponadto miesiące podzielono na pomyślne i niepomyślne, oznaczając je skrótami MAT i ANM (od matus i anmatus). W tradycji celtyckiej święto Samhain wypadało w miesiącu Samonios – X/XI według dzisiejszej rachuby, chociaż trudno to jednoznacznie dopasować. W żywej tradycji celtyckiej festiwal Samhain, pomimo swojej nazwy, jest zdecydowanie początkiem zimy (nazwa Samonios „padanie nasion”). Co zatem oznacza „samhain”? Według najpopularniejszej interpretacji, która zaczęła pojawiać się już w pismach średniowiecznych, oznacza „koniec lata”, będący połączeniem samh – „lato” i fuin „zakończenie, zamknięcie”. Jest to oczywiście etymologia ludowa, ponieważ wiemy, że najwcześniejsza forma słowa (Samoni) miała inną budowę leksykalną, więc i tłumaczenie mogło nie przypominać tego dzisiejszego. Badacze języka staroceltyckiego nie byli w stanie znaleźć wiarygodnego wyjaśnienia dla asfiksu „oni”, co oznacza „koniec” (jako sufiks pojawia się w co najmniej trzech innych miesiącach w tym kalendarzu), jest sporo przykładów słów pozornie pochodnych od języka indoeuropejskiego, jednak nie mających z nim nic wspólnego. Należy pamiętać, że w rytualnym kontekście Roku Celtyckiego Samhain jest silnie utożsamiany z „końcem” lub „ukryciem” lata, Jasnej Połowy roku. We współczesnych językach gaelickich festiwal nazywa się Samhain (po irlandzku) Samhuinn (w szkockim gaelickim), i Sauin (Manx). Noc, w której się zaczyna to Oiche Shamhna w języku irlandzkim, Oidhche Shamhna w szkockim gaelickim, Oie Houney w Manx, wtedy też odbywa się najważniejsza część obchodów.

Języki brytańskie nazywają ucztę mianem „first of Winter”, zapożyczając łaciński termin, który oznacza pierwszy dzień miesiąca, ale przekonania i praktyki z nią związane są zgodne z tym, co znajdujemy w krajach gaelickich. W badaniach nad pochodzeniem i sensem święta Samhain bardzo istotne jest, by wziąć pod uwagę ten wyraźny podział roku na Jasną i Ciemną część, które rozpoczynane odpowiednio przez dwa najważniejsze święta: majowe Bealtaine i październikowe/listopadowe Samhain. Rytuały właściwe dla obu tych świąt wskazują na ich ścisłe połączenie ze sobą i coś na zasadzie ying-yang, symbolizują dwie przeciwstawne energię, lato i zimę, światło i ciemność. To, co jest wyraźne i aktywne w jednym jest niejawne, a nieaktywne w drugim, i na odwrót. Często jest to wyrażane jako wyobrażenie, że to, co znika w naszym świecie, natychmiast staje się obecne w Innym Świecie, a nawet zasugerowało na tej podstawie, że nazwa „letnia” Samhain miała początkowo oznaczać początek innego letniego świata! Niezależnie od tego, czy jest to wiarygodne, czy nie, pewne jest, że podczas gdy Samhain rozpoczynał jeden rodzaj rocznego cyklu, a Bealtaine dawało początek drugiemu, oba mogły być interpretowane jako rodzaj „Nowego Roku”, jednak można przypuszczać, że to Samhain – „skupione” wokół ciemności jest ważniejsze od jasnego i świetlistego Beiltane. Które z tych dwóch dat powinniśmy zatem uważać przede wszystkim za „celtycki Nowy Rok”?

W De Bello Gallico Juliusz Cezar zauważa, że Celtowie zaczynali swój codzienny cykl o zachodzie słońca (spatia omnis temporisnon numero dierum, sed noctium finiunt, dies natales et mensum et annorum initia sicobseruant, ut noctem dies incidentatur – „określają one wszystkie kwoty czasu, nie licząc kolejnych dni, ale przez liczbę nocy, obchodzą urodziny i początki miesięcy i lat w taki sposób, że dzień jest przeznaczony na podążanie za nocą”). Jest to na swój sposób logiczne – Celtowie wyszli z założenia, że skoro wszelkie życie zaczyna się w ciemności kobiecego łona, w czarnej ziemi, w głębinach wody, i tajemnica istnienia i płodności jest ukryta przed ludzkim rozumieniem w chaosie i mroku, to i rok powinien odradzać się i zaczynać od „ciemnej” połowy[5]. Moment śmierci – przejście w ukrytą ciemność – jest pierwszym krokiem w odnowie życia. Ten związek śmierci z płodnością dostarczył teologicznego tła dla wielu festiwali pożniwnych, obchodzonych przez wiele kultur w całej Eurazji. Podobnie jak Samhain, te festiwale (które na przykład obejmowały rytuały: Dziady w krajach słowiańskich i Vetrarkvöl – podobne święto w Skandynawii).

Prosili umarłych o powodzenie w letnich miesiącach?

Wszystkie miały zapewnić pomyślne wznowienie cyklu rolniczego (po okresie zimowej „śmierci”, odpoczynku natury, snu, w który zapadała po wydaniu na świat zbóż, owoców i warzyw), stanowiły także element upamiętnienia i oddania czci przodkom, być może miały również charakter przebłagalny, ponieważ umarli, którzy odeszli od ziemskich spraw do Innego Świata i „Wiecznego Chaosu”, w którym wszystko co istnieje ma swój początek i koniec, pozostają powiązani z życiem dzięki więzi pokrewieństwa, dlatego mogą w określone dni powracać i ucztować z żywymi. Dzięki pielęgnowaniu tych powiązań pomiędzy „Tam” a światem „Tutaj” Celtowie chcieli zapewnić społeczności odnowienie wszystkiego, co odchodzi wraz z nastaniem jesieni i powraca wiosną, kiedy ustąpią chłody.

Datę końca żniw określały różne elementy, pisałam już TUTAJ o różnicach czasowych pomiędzy poszczególnymi miesiącami i pracami polowymi na terenach zamieszkiwanych przez Słowian, więc nie wiadomo czy dawniej Samhain nie było świętem ruchomym. Na 1 i 2 listopada obchody przypadały dopiero w X-XI wieku, a więc już w okresie panowania kościoła, najprawdopodobniej więc jest to naleciałość chrześcijańska i „dopasowanie” celtyckich obchodów do chrześcijańskich Wszystkich Świętych i Zaduszek (bo tak zostało ustalone). Pierwszego dnia przywoływano pamięć tych, którzy za życia odznaczali się dużą siłą duchowego oddziaływania, drugiego dnia rozszerzano to grono o krewnych i przyjaciół.

Większość tradycyjnych społeczności celtyckich pielęgnowała swoje powiązania ze zmarłymi nie przy okazji konkretnych dni, cześć przodkom oddawano właściwie przy każdej ważniejszej okazji (podobnie było przecież u Słowian), czyniąc tych, którzy odeszli uczestnikami znaczących wydarzeń w rodzinie, takich jak porody, śluby i pogrzeby. W obszarach irlandzkiego Gaeltacht nadal nie jest niczym niezwykłym, że w domu znajduje się seomra thiar („pomieszczenie zachodnie”), część domu (często tylko anook lub alkowa) poświęcona zmarłym rodziny. Przedmioty, które przypominają o poszczególnych przodkach (biżuteria itp.) są umieszczane w widocznym miejscu, by odwiedzający domostwo goście mogli ich kontemplować.

Rytuały Samhain wiązały się jednak z bardziej intensywnym “porozumieniem” ze zmarłymi, z wykorzystaniem sposobu, który w tradycji celtyckiej służył do cementowania więzi społecznych: wspólna uczta. Dzielenie się jedzeniem w uroczystym kontekście („w oczach bogów i śmiertelników”) nakładało na wszystkich uczestników wzajemną odpowiedzialność. Na Samhain, w chwili śmierci roku, ten świat i Inny Świat stają się dla siebie wzajemnie równoważne, granice klasyfikujące są usuwane, nie istnieją bariery między zmarłymi a żywymi, więc obie rzeczywistości mogą wzajemnie się przenikać a egzystujący w nich – zaistnieć, w tym samym miejscu i chwili. Poszczególne społeczności celtyckie zachowały wiele różnych zwyczajów związanych ze sposobem obchodzenia tego święta: nadal można dostrzec pewne zniekształcone elementy w nowoczesnych praktykach miejskich, takich jak imprezy w Hallowe’en i trick-or-treat (cukierek albo psikus). Według pierwszej popularnej metody upamiętniania zmarłych, pewna ilość żywności była odkładana na ich wyłączne spożycie[6]. Uważa się, że zmarli byli obecni jako niewidzialne byty; drzwi i okna pozostawiano bez blokady, aby ułatwić im wejście do domu.

W niektórych przypadkach określony rodzaj pożywienia (zazwyczaj ciasta) był sporządzany wyłącznie dla zmarłych (kolejna analogia).

Anaon (słowo wydaje się być tym samym, co Annwn w walijskim, jest to na pewno termin przedchrześcijański) to zastępy duchów przodków, zwykle przedstawiane jako głodne, zmarznięte i spragnione wszystkiego, co pochodzi ze świata żywych, wyjątkowo łakome i mściwe. Duża ilość jedzenia była przygotowywana specjalnie dla nich i musiała pozostać nietknięta przez rękę żywego człowieka przez cały okres rytuału. Spożywanie pokarmu umarłych (każdy był rozpaczliwie głodny) uważano za straszne przewinienie: skazywało ono na stanie się głodnym duchem po śmierci, i zakaz przybywania na Ziemię wraz z resztą upiornego pochodu. W rzeczywistości była to szczególnie dotkliwa forma ekskomuniki. Drugi wzór zwyczaju praktykowanego w Samhain zachęca do spożywania tego, co jest przeznaczone dla dusz, czy też nie zostało przez nie zjedzone, miało to wzmacniać więzi i znosić bariery pomiędzy światem żywych a światem umarłych. Najbardziej klasycznym przykładem tego drugiego wzoru jest zwyczaj walijski cennad y meirw („ambasada umarłych”), chociaż podobne można znaleźć w innych miejscach w świecie celtyckim i postceltyckim. Tutaj, podczas gdy bogatsi członkowie społeczności organizują wystawne uczty w Samhain w swoich domostwach, biedni przybierają na ten czas tożsamość wszystkich zmarłych i w ich imieniu chodzą od drzwi do drzwi, aby otrzymać ofiary przeznaczone dla przodków (podobnie jak słowiański Dziad proszalny)[7].

Pierwotnie chodzący po prośbie zasłaniali twarze maskami, by  móc bardziej przekonująco reprezentować duchy. Odmowa jedzenia dla proszących z jakiegokolwiek powodu była aktem bezbożności i zachęcała do odwetu w postaci zniszczenia majątku lub innego przykrego w konsekwencjach działania – Wecan upatruje w tym początków dzisiejszego “cukierek albo psikus”. Wspólna uczta to oczywiście coś więcej niż jedzenie. Umarli nie tylko musieli być odpowiednio przyjęci I nakarmieni, oczekiwali także innych rozrywek, gier i zabaw. Te związane z biesiadowaniem w Samhain różnią się bardzo w zależności od region I społeczności, ale mają pewne wspólne mianowniki. Podczas gdy dzieci i młodzież angażuje się w rytuały, starsi plotkują i debatują, obmawiając wszystkie ważne wydarzenia minionego roku w taki sposób, by zmarli poczuli się ważni i potrzebni, by mogli „dostrzec” swój wpływ na losy żywych i tak podbudowani w dalszym ciągu interesowali się ziemskimi sprawami. Same gry, w wielu przypadkach, wydają się mieć specyficzne związki z mitologią śmierci i życia pozagrobowego. Wiele z nich dotyczy oczywiście częściowo jabłek, ponieważ są one jednym z ostatnich zbiorów, a zatem są łatwo dostępne, ale także odzwierciedlają rolę, jaką jabłka odgrywają w wierzeniach o śmierci: w tradycji irlandzkiej miejsce Otherworld gdzie zmarli gromadzą się na uczcie, nazywa się Eamhain Abhlach („raj jabłek”), a jego walijski odpowiednik to Afallon. Niektóre szkockie gry w tym kontekście wykorzystują równoległe próby wody i ognia, dwa główne elementy, z których powstaje świat.

To wydaje się być odniesieniem do mitów o próbach, w obliczu których polegli zmarli musieli stanąć w ich podróży do Innego Świata – zbioru przekonań, które niestety znamy tylko fragmentarycznie, mimo że podstawowa koncepcja podróży i doświadczeń z nią związanych jest dobrze ugruntowana w źródłach. Dzielenie się przeżyciami zmarłych było kolejnym sposobem potwierdzania solidarności między nimi a żywymi, a także dostosowywania mocy odnowy w Innym Świecie do tego świata. Podczas gdy zmarli byli przybliżani do żywych poprzez formalne dzielenie się jedzeniem, inne ofiary musiały zostać złożone w Landspirits, aby nagrodzić ich za współpracę podczas okresu żniw i uzupełnić ich twórczą energię, gdy przygotowywali się do rozpoczęcia nowego cyklu[8]. Duchom i Bogom składano ofiary by podziekować za łaskę i pomoc (czy raczej nie przeszkadzanie) przy żniwach, oraz po to by ich energie osłabić – po Samhain duchy „zapadały w zimowy sen”, pamiętacie, co pisał Sapkowski w Wiedźminie? Czy elfickie święto Saovine czegoś Wam nie przypomina?

– Toż to, moiściewy, Saovine! Jaka tu muzyka, jakie granie? Nie Iza! Muzyka Saovine to ten za oknem wicher! To wilkołaki wyją i wąpierze, mamuny zawodzą i jęczą, ghule zębami zgrzytają! Beann’shie skowyczy i krzyczy, a kto jej krzyk posłyszy, temu niezawodnie rychły zgon pisany. Wszelki zły duch opuszcza swe ukrycie, wiedźmy lecą na ostatni ich przed zimą zbór! Saovine jest noc strachów, dziwów a zwidów! W las nie chodzić, bo borowy zagryzie! Przez żalnik nie iść, bo umrzyk ucapi! W ogóle z chałupy lepiej nie wychodzić, a dla pewności w próg wbić nowy nóż żelazny, nad takim złe się przestąpić nie ośmieli. Babom zasię pilnie strzec dzieci, albowiem w noc Saovine może dziecko rusałka albo płaczka skraść, podłożyć obmierzłego odmieńca. A która baba brzemienna, niechajże lepiej nie wychodzi na dwór, bo może nocnica płód w łonie zauroczyć! Miast dzieciątka zrodzi się strzyga z żelaznymi zębami…

Ponoć dopiero zamróz wygania je do ich upiornych siedzib, gdzie pozostają aż do wiosny. Wraz z Samhain okres „rozejmu”, który rozpoczął się w Lunasie, został oficjalnie zakończony, a plonów ziemi (zwłaszcza dzikich) nie można było już bezkarnie zbierać. W żywej pamięci dzieci w celtyckich społecznościach zostały ostrzeżone, aby nie pozbyć się późnych jagód, które wciąż mogą dojrzewać na krzakach drogowych, ponieważ „wróżki” lub „diabeł” uczyniły je niebezpiecznymi do konsumpcji. W czasach historycznych datą uboju była w szczególności Martinmas (11 listopada), częściowo po części dlatego, że imię świętego zasugerowało gaelickie słowo mart („bydło przeznaczone do uboju”). Dopiero w latach trzydziestych XIX wieku, kiedy Amhlaoibh ÓSúilleabháin omawiał niektóre z tych zwyczajów w swoim słynnym dzienniku, okazja ta została odczytana jako rytualne „przelanie krwi”, a inne źródła pokazują, że w tym samym czasie ofiary krwi mogły nawet nadal być trzymane w drzwiach, aby chronić dom przed złośliwymi wpływami „wróżki”, spryskując ofiarą krwi na każdym rogu.

Przebieranki były jednym z najbardziej rozpowszechnionych i popularnych sposobów wyrażania rozpadu kategorii społecznych, a w części Walii grupy młodych mężczyzn w strojach kobiecych były określane jako gwachod („wiedźmy” lub „czarownice”), gdy przechodzili przez wieś na Calan Gaeaf, oddając się wszelkim psotom[9]. Ale zaburzenie było oczywiście tylko wstępem do powrotu porządku w wzmocnionej formie. Struktury, które zostały rozwiązane, musiały zostać odtworzone, aby skierować nową energię z Innego Świata w pożądanych kierunkach. Podczas gdy lokalne społeczności miałyby własne, różnorodne metody (często przez gaszenie i ponowne rozpalanie domowych ognisk), bardziej złożone ceremonie były prowadzone przez religijnych przywódców w imieniu całej populacji.

Znicze? Marna pozostałość po Wielkim Ogniu

Wielki Król zajmował centralną część obszaru a wokół niego uszeregowani ściśle wedle społecznego statusu byli przedstawiciele czterech prowincji. Tym samym gdy rozpoczynał się faktyczny Nowy Rok, magiczne serce Irlandii zawierało w miniaturze kompletny model porządku społecznego w kraju, połączony uroczystą ucztą, przy której wszystkie społeczne więzi były wzmacniane oraz każdy z regionów kraju zjednoczonych w tym rytuale mógł skorzystać. Faktyczny początek cyklu sygnalizowany był rozpaleniem ogniska, nie na wzgórzu Tara lecz na wzgórzu Tlachtga (chyba to nazwa wzgórza w tym kontekście), co symbolizować miało południową prowincję Munster w centralnym królestwie Wielkiego Króla. Było to miejsce, gdzie Tlachtga – córka mitycznego druida Mug Ruith – zmarła po tym jak została zgwałcona przez „synów Szymona Maga” (chcących posiąść wiedzę i talenty, które odziedziczyła po ojcu), rodząc przed śmiercią trzech synów z trzech różnych ojców. Mit ten jest rzecz jasna zniekształcony w swej współczesnej wersji, jednak nadal można w nim dostrzec postać Pani Lądu?Pani Ziemii? (Land-goddess) oraz jej trzech funkcyjnych towarzyszy/wspólników. Skojarzenie święta z nade wszystko „kobiecą” południową krainą może wyjaśniać, dlaczego wśród niektórych walijskich i szkockich społeczności jest ono określane przez zwyczaj, który nakazuje, by obrzęd Samhain[10] (przygotowanie uroczystej strawy itp.) nadzorowany przez dziewięć niewiast (w odróżnieniu do dziewięciu mężów, którzy przewodzą podczas święta Bealtaine.)

A co z rolą bogów w tym jakże kluczowym, rytualnym punkcie zwrotnym roku? Jako że praktycznie cała nasza szczegółowa wiedza na temat rytualnych celtyckich praktyk swoje pochodzenie ma w schrystianizowanych społecznościach, należałoby się spodziewać, że wzmianki o bóstwach, które były czczone w tych stronach czczone, są rzadkie i podane w sposób niebezpośredni. Jednakowoż niektóre z podań zachowanych w folklorze i średniowiecznej literaturze zdają się mieć związek z teologicznym wymiarem uczty. Wizerunki takie jak ten przedstawiający bohatera Diarmaita zabitego przez dzika po swoim romansie z niejaką Gráinne – żoną Fionna Mac Cumhaila (naprawdę nie wiem jak to po polsku odmienić); albo ten przedstawiający Myrddin’a wyłaniającego się z lasu ze stadem jeleni, by zabić kochanka swej żony  przebiwszy go porożem, lub obraz Gwyn ap Nudd’a („Białego syna Stwórcy Mgieł”) walczącego o rękę dziewicy Creiddylad z Gwythyr ap Greidawl’em („Gniewnym synem Lata”) w każdy pierwszy dzień maja w święto Calan Mai (Bealtaine) „aż do dnia Sądu”; a także przekaz o wojownikach Fianna żyjących w dziczy w okresie od Bealtaine do – kończącego lato – Samhain oraz chroniących się pod dachem od Samhain do Bealtaine – wszystko to sugeruje mit dotyczący pewnych bóstw zmieniających swój stan w odniesieniu do Pani Lądu/ Ziemi (Land-goddess) w odpowiedzi na zmianę pór roku wokół osi świąt Samhain i Bealtaine. Wspólnym mianownikiem tych motywów zdaje się być rogate bóstwo umownie zwane „Cernunnos”, którego mit ma wyraźne związki z przekazami dotyczącymi wojowników Fianna oraz którego atrybuty symbolizują zmianę pór roku, jak również dziedzinę styku natury i kultury.

Dynia czyli po prostu obcięty łeb z ogniem w środku

Przedstawienia figuralne, w szczególności twarze ludzkie, znajdują także odbicie w sztuce etruskiej. Jednakże sztuka celtycka od początku przekształca twarze w demoniczne, karykaturalne maski. Nie ma zgodności wśród badaczy, czy Celtowie nadawali takim wyobrażeniom ludzkiej twarzy głębsze znaczenie. Mogły chronić przed nieszczęściem, lub przypominać wizerunki przodków (F. Schlette, 1987, str. 148). Pomimo, iż udowodniono, że maski są symbolami i wizerunkami wielkich celtyckich bóstw, np. Taranisa, Teutatesa, czy Susa, utrzymuje się także pogląd, zgodnie z którym mają one wyłącznie charakter ozdób i są wytworem fantazji twórczej (S., P. F. Botheroyd, 1998, str. 254). O religijnym znaczeniu masek, wydaje się także świadczyć, potwierdzony przez pisarzy antycznych, kult głowy. Celtom głowa kojarzyła się z orzechem, w którym znajdowały się siły życia umożliwiające wykiełkowanie całego drzewa. Wierzyli oni, iż podobne siły, stanowiące esencję życia zawarte są w ludzkiej głowie i zabrawszy ją przeciwnikowi można zabrać je dla siebie (S., P. F. Botheroyd, 1998, str. 211). Powszechnie wiadomo, iż wojownicy celtyccy obcinali głowy wrogów, traktując ja jako cenne trofea. Przytwierdzali je oni do szyi wierzchowców, a następnie umieszczali na dachach chat, co miało podkreślać wojenne zasługi mieszkających tam wojowników (K. Dąbrowski, 1971, str. 224). Czy biorąc pod uwagę powyższe możemy wiązać wizerunek upiornej dyni i palenie w niej świeczek jako pozostałość po roznoszeniu rytualnego ognia?

Charakterystyczne cechy tych świąt dają pewne dowody co do prawdziwej natury wielkich pogańskich ceremoniałów, których święta owe stanowią swoistą trawestację. Wszystkie je łączy element ognisk rozpalanych na najwyższych wzgórzach oraz domowych palenisk w uroczysty sposób rozpalanych na nowo. Obrzędy te stanowią pretekst do wielu zabaw i wesołości. Coś jednak złowieszczego unosi się w powietrzu; duszki/wróżki ( the „fairies”) wychodzą na dwór, uaktywniają się. Trzeba wówczas uważać, by nie uchybić żadnemu z obrządków by nie narazić się na ich gniew.  Niektórym z tych wciąż-na-poły-czczonym-przyrodniczym-bóstwom ofiary składano do stosunkowo późnych czasów.  W osiemnastym wieku, gdy pisał Pennant, panował wciąż jeszcze zwyczaj kultywowany w dzień Beltaine w wielu wioskach szkockiego pogórza, wedle którego ofiarowywano libacje i ciasta nie tylko dla „duchów”, które jak wierzono sprzyjały stadom trzody, lecz także dla takich stworzeń jak lis, orzeł czy wrona, które wszakże nierzadko uprzykrzały ludziom życie.

W Halloween (celtyckie Samhain) rdzenna ludność Hebryd miała w zwyczaju urządzać libacje na cześć morskiego bóstwa zwanego Shony, błagając go by ten zesłał wodorosty morskie na brzeg. Na cześć właśnie tym podobnych bytów odprawiano osobliwe rytuały. Dziewice przemywały swe twarze w porannej rosie modląc się o dar urody. Nosiły także wianki uplecione z jarzębiny, mistycznego drzewa, którego szkarłatne owoce były ambrozyjskim pokarmem plemienia Tuatha Dé Danann.

W swej pierwotnej formie te współcześnie nieszkodliwe wiejskie uroczystości w przeszłości były niewątpliwie religijnymi świętami o charakterze orgiastycznego kultu przyrody jak znane z Grecji celebracje związane z kultem dionizyjskim. Wielcy „panowie życia” oraz sił natury zdolnych dawać życie jak również nad nim panować należało przebłagać za sprawą obłędnych inwokacji, dzikich tańców oraz ofiar składanych z ludzi.

Liczne są wzmianki o rozpalanych pod gołym niebem ogniskach, które przecież także we współczesnych celebracjach odgrywają niepoślednią rolę.  Początkowo nie były to zaledwie rozpalane ku uciesze tzw. feu de joie, lecz niosły wraz z sobą straszne znaczenie, które związane z nimi a zachowane do dziś obrzędy zachowują. W czasie szkockiego święta Beltaine ciasto było dzielone w drodze losowania a ten komu przypadł w udziale przypalony kawałek zobowiązany był do wykonania trzech skoków ponad płomieniami. W trakcie letniego przesilenia, gdy w Irlandii palono ogniska, wszyscy musieli przejść przez ogień – mężczyźni gdy płomienie były najwyższe oraz kobiety, gdy ich poziom się obniżał, jak również bydło, gdy po ognisku nie zostawało już nic poza dymem.

W Walii w ostatni dzień października, w stare Samhain, istniał nieco inny, lecz jakże sugestywny rytuał. Rozpalone na szczytach wzgórz ogniska były obserwowane aż do momentu ich wygaśnięcia co zresztą obwieszczano. Następnie wszyscy rozpoczynali wyścig w dół na łeb na szyję wykrzykując przy tym formułkę zgodnie z którą diabeł miał dopaść ostatniego czyli kto pierwszy ten lepszy. Jak się okazuje diabeł nowego wierzenia jest bogiem tego, które zostało wyparte. We wszystkich trzech przytoczonych wypadkach, praktykowane zwyczaje nie były zaledwie rodzajem dzikich harców, lecz stanowiły swoiście symboliczną formę (składanej w ogniu) ludzkiej ofiary.

Podobny obrzęd, jednak bardziej okrutnego rodzaju, odprawiany był we Francji w dzień św. Jana do czasu, gdy został on zakazany za panowania Ludwika XIV. Kosze zawierające żywe wilki, lisy oraz koty palone były nad ogniskami pod auspicjami i w obecności szeryfa bądź burmistrza miasta. Cezar odnotował wśród druidów zwyczaj budowania wielkich wiklinowych konstrukcji wypełnianych żywymi ludźmi a następnie podpalanych. Trudno w tym miejscu nie przypuszczać, że nieszczęsne wilki, lisy oraz koty stanowiły rytualne zamienniki dla ofiar z ludzi.

[1] Brancz A., 1987, Polska obrzędowość pogrzebowa jako obrzęd przejścia, Lud, t. 71, 1987, s. 215-229

[2] Kajkowski K, Kuczkowski A., 2009/2010, Pokarm duszy – pokarm dla ciała. Szczątki zwierzęce we wczesnośredniowiecznej przestrzeni grzebalnej, Pomorza Materiały Zachodniopomorskie, Nowa Seria, t. VI/VII, z. 1: Archeologia, s. 327-356

[3] Kupsiński Z., 2016, Koncepcja duszy i zaświatów w obrzędach pogrzebowych i zaduszkowych, Roczniki Teologiczne, t. LXIII, z. 9, s. 143-161

[4] Urbańczyk S., 1980, Ze studiów nad dawną religią Słowian (Komentarz do „Kroniki czeskiej” Kosmasa, ks. III, r. 1, Slavia Antiqua, t. XXVII, s. 191-195

[5] Wałkowska J., 2015, Podmiotowość zwierząt w rytuałach wczesnośredniowiecznych — próba reinterpretacji statusu zwierząt w kulturze przedchrześcijańskich Słowian, Sensus Historiae, vol. XXI (2015/4), s. 73-90

[6] Celtic heritage: Ancient tradition in Ireland and Wales

[7] Szczepanik P., Słowiańskie wizje świata pozagrobowego [w:] Człowiek wobec śmierci na przestrzeni dziejów, Warszawa, s. 23-29

[8] Andrzej Szyjewski: Religia Słowian. Kraków: Wydawnictwo WAM, 2003

[9] Danu Forest, The magical year : seasonal celebrations to honour nature’s ever-turning wheel, Watkins, 2016

[10] Martin Brennan, The stones of time : calendars, sundials, and stone chambers of ancient Ireland, Inner Traditions International, 1994

Udostępnij

Share on facebook
Share on pinterest
Share on twitter
Share on email
babskiegusla
babskiegusla
Share on pinterest
Przypnij do tablicy
Share on facebook
Udostępnij
Share on twitter
Share on email