Serio taki świety?
Święty Mikołaj? Jasne, znam, brodaty staruszek, poczciwina z siwą czupryną, ubrany w czerwoną czapę, mknący swoimi magicznymi saniami po niebie, żeby zdążyć przed świtaniem z rozwiezieniem wszystkich prezentów, które ma dla grzecznych dzieci… Wczoraj dopiero wpadłam na to, że fruwanie i zaprzęg to tylko kolejne szczegóły, które łączą go z tym, co nazywano Dzikim Gonem czy też zastępem germańskiej bogini Perchty, której atrybuty przejął. W wiosce Trewir w Tyrolu panuje przekonanie, że Perchta i podróżujące z nią duchy w Boże Narodzenie i w noc przed Objawieniem Pańskim ranią (czy krzywdzą) niemowlęta, dlatego matki dla ochrony umieszczają je pod kołyskami, żeby Perchta nie mogła ich znaleźć (trochę podobnie jak z naszą zmorą, kikimorą, też kazali się kłaść nogami na poduszce albo w ogóle na podłodze). Dzieci muszą być ciche i grzeczne w Karyntii w tym samym okresie, aby nie obudzić gniewu Perchty. W Würzburgu Frau Holle karci, w noc przed Bożym Narodzeniem, źle zachowujące się dzieci, a w Gottingen pojawia się z prezentami (w ostatnim dniu roku), które mają być nagrodą za dobre sprawowanie. W ciągu dwunastu nocy Bożego Narodzenia można ją spotkać na polach w pobliżu Weimaru.
Święty Mikołaj zanim został Biskupem, raczej nie przejawiał znamion świętości, lubił się bawić, wiecie, winko, imprezy, konie i…polowania. Polowania na wilki, które w ogóle są bardzo istotnym motywem tej historii. Bez rozwodzenia się nad tym zaznaczę tylko, że gdy Mikołaj zawierzył swoje życie Bogu wykazywał się wielką odwagą w trudnych czasach, bronił prześladowanych chrześcijan, itd. Jeszcze przed śmiercią zaskarbił sobie sympatię i podziw ludu, ponieważ potrafił czynić cuda – druga istotna informacja – związane z wpływaniem na pogodę – np. uspokajał morskie fale podczas sztormu. Po śmierci jego sława rozeszła się po świecie i został „nieoficjalnym” patronem rybaków i żeglarzy – pojawiały się świadectwa, że w sztormowe noce prowadził zagubione, targane żywiołem statki do portów, ukazując się pod postacią świetlistej sfery, dającej jasny jak latarnia morska blask. Jego duch okazywał łaskę wszelkiemu żywemu stworzeniu (znów wilki, znów noc): ZAGANIAŁ ROZWŚCIECZONE WATAHY Z GRANIC WIOSEK W LEŚNE OSTĘPY, GDY ZAGRAŻAŁY LUDZKIM SIEDZIBOM, I W KNIEI WYZNACZAŁ IM – KAŻDEMU Z OSOBNA, PRZYPADAJĄCĄ MU NA TEN CZAS ZDOBYCZ. Uznano go więc za patrona tych szlachetnych zwierząt. Pastuchom ukazywał się jako wędrowny biedaczek, wysłuchiwał ich skarg, by powrócić nocą już we właściwej postaci i wrzucać im do szałasów złote monety.
Pani Mikołajowa?
Czy to nie dziwne, że taką samą rolę pełniła Perchta? Ona dawała prezenty, zmieniała wióry drewniane w złoto… Wolfshirt (pasterz wilków), gromadzi swe „stado” w czasie nocnej mszy (zwanej w Polsce Pasterką), by oznajmić każdemu z jego członków, co w nadchodzącym roku wolno mu pożreć. Olaus Magnus donosi, że w regionach bałtyckich w czasie dwunastu nocy następujących po Bożym Narodzeniu ludzie zmieniają się w wilki, w wielu rejonach Niemiec transformacja człowieka w wilka przynależy właśnie do tego okresu w roku. Wilcza maska, nazywana Isengrind, nawiedza niektóre miasta w Szwajcarii w Sylwestra. W niektórych rejonach Niemiec w grudniu zabronione jest wymawianie słowa wilk, podczas gdy w innych miesiąc ten określany jest jako Wolsfmonat – miesiąc wilka.
Sławny z rozlicznych cudów arcybiskup Mikołaj szybko został kanonizowany, szczególnie żarliwą wiarę w niego można zauważyć w obrządku prawosławnym – został w końcu patronem Rosji. W legendach z tamtych ziem pojawia się pod różnymi postaciami, biedaków i wielkich Panów, zwierząt i ludzi, ale zawsze powtarza się schemat znany z grimmowskiej baśni o „Matce Holle”: biedny, potrzebujący i dobry zostaje nagrodzony. Jedna ze znanych na wschodzie opowiastek przytacza opis pewnej niecodziennej wizyty: ponoć w zimną grudniową noc do karczmy wszedł bogato odziany jegomość i kazał sobie lać wódki na rozgrzanie. Wypił i bez słowa opuścił pomieszczenie, bez płacenia, mimo że nie wyglądał na kogoś, kogo nie stać na szklanicę gorzały. Napomniany przez szynkarza odrzekł: „Nie dostaniesz zapłaty, ale nie będę Ci dłużny”. Należy podkreślić, że taka odpowiedź wystarczyła, a właściciel przybytku nie wołał wykidajły, widać odpuścił, co szybko okazało się rozsądne, bo jeszcze tej samej nocy w komorze znalazł tyle drogocennych przedmiotów, że mógłby kupić za to niejeden dwór. Przeląkł się chłopina, przeżegnał się nad skarbem przekonany, że to jakieś czarcie podpuszczanie i piekielne sztuczki. Pognał z rana do cerkwi, żeby się pomodlić i błagać o radę, i zrozumiał wszystko wówczas, gdy na jednej z ikon rozpoznał twarz swojego nocnego gościa…
Dawniej Mikołajki nie były zwyczajem związanym z dawaniem prezentów, można za to doszukać się wielu analogii do obchodów świętomarcińskich: guślarskie praktyki były na porządku dziennym. W Polsce i na Ukrainie gospodarze 5 grudnia „suszyli”, czyli zachowywali ścisły post, wierząc, że ich poświęcenie rozbudzi opiekuńczą moc świętego Mikołaja, który przez cały następny rok będzie chronił ich stada przed atakami wilków, nad którymi miał przecież szczególną władzę. Pozostałością po pogańskich zwyczajach było składanie świętemu ofiar ze zwierząt gospodarskich i płodów rolnych…na ręce popa (oczywiste, że to już późniejsza naleciałość, składali mu ofiary tak jak wszystkim innym bóstwom słowiańskim i germańskim, z tego, co żywe).
Na łąkach zatykano wiechy, które przez noc nabierały magicznej mocy, aby przez cały następny rok służyć jako czarodziejska różdżka – w sytuacji zagrożenia albo konieczności nagłego przepędzenia bydła używano jej do wskazywania mu drogi – ponoć nawet bezrozumne stworzenia bez pudła rozpoznawały co się święci – wystarczyło lekkie smagnięcie taką gałązką, a stado udawało się w kierunku, w którym udać się miało, za sprawą świętego odgadując widać zamiary pasterza. Obory i chlewy okadzano płonącymi pakułami – przypominającymi zwisająca brodę św. Mikołaja.
W kościele za ołtarzem składano „wilki” – motki z lnu i konopi, żeby święty pilnował swoich ulubieńców i trzymał ich z dala od ludzkich siedzib – to już tak rażące podobieństwo, że nie można obok niego przejść obojętnie. Zakazane było również w tym dniu przędzenie i tkanie – w przeciwnym wypadku „wilki będą się po wsi motały”. W wigilię św. Mikołaja nie zabierano na wóz żadnych „podróżnych na gapę”, a już szczególnie bab, które mogły okazać się wilkami w ludzkiej skórze i zeżreć nieuważnego woźnicę razem z koniem.;)
Jan Boemus z Bawarii pisał w „O zwyczajach wszystkich narodów”, że Frankowie w dniu 5 grudnia każą swoim dzieciom pościć, żeby zasłużyć na prezenty od św. Mikołaja (a pisał to w XVI wieku). Do Polski zwyczaj obdarowywania się zawitał właśnie z Zachodu Europy i szybko się zadomowił, dzieci nie dostawały jednak zabawek czy słodyczy, ani tym bardziej ajfonów, jak teraz, a raczej rzeczy związane z kultem i religią: książeczki do nabożeństwa, medaliki (zapewne w bogatszych rodzinach, wątpię, żeby wśród biedoty wiejskiej to było możliwe do zrealizowania).
Skąd? Ziółkowska, Szczodry wieczór, szczodry dzień. Obrzędy, zwyczaje i zabawy
Davies R. T., Four Centuries of Witch Beliefs
Rethinking, Ghosts in World Religions
Motz, Lotte – The Winter Goddess: Percht, Holda and Related Figures
Alice Karlsdottir, Norse goddess: magic trancework, mythology and ritual
Архиепископ Филарет. Русские святые, чтимые всею Церковью или местно. Январь, февраль, март, апрель. , 1882.