Bajka o tym co nie istnieje
O słowiańskich bóstwach podziemi, umarłych, trupów, z racji jesiennych miesięcy poświęconym przodkom trzeba napisać kilka słów, „trzeba” bo o rodzimym panteonie, co i rusz pojawiają się informacje będące albo zwykłą fantastyką albo mokrymi snami autorów, którym czasem udaje się przekonać sobie podobnych, że mamy na temat słowiańskiej mitologii i religii wiedzę taką jaką dysponują Grecy, Rzymianie czy Skandynawowie. Boleję, jak każdy kto zajmuje się tą tematyką, że tak nie jest, dlatego uważam, że tym bardziej należy powielać o tym co udało się ustalić i jakkolwiek logicznie poprzeć dowodami albo choćby poszlakami, których logika nie godzi w rozum i godność człowieka. Samhain/Wszystkich Świętych/Halloween/Dziady, czyli święta modne i coraz bardziej związane z kulturą popularną są doskonałym pretekstem, aby zebrać przy historyjce nieco szerszą publikę.
Jako pierwszy i najbardziej kozacki powinien pojawić się tu Weles[1], którego wizerunek albo kojarzony z nim symbol (przypomina odwróconą do góry…”nogami” drukowaną literę A – że niby schematyczna krowia czaszka) najczęściej pojawia się na koszulkach/wisiorkach/innych gadżetach, ale raczej nie w kontekście konotacji śmiertelnych, a związków z magią, handlem, pieniędzmi, hodowlą bydła – czyli kwestiami mega istotnymi dla naszych przodków, a i dziś nie pozbawionych znaczenia 😉 Z racji pory roku nie będziemy się skupiać na tych aspektach, pokrótce tylko powtórzę skąd w ogóle wiadomo, że takiego typka gdzieś tu czczono[2] [3]

Weles jako bóstwo świata chtonicznego, zamieszkujący krainę „za wodą”, „za morzem”, czyli na logikę gdzieś w piździec daleko, dotrzeć nie ma jak, więc dusze podróżują doń pod postacią ptaków (na przykład dzikich gęsi). Skoro w późniejszych, już mocno przesiąkniętych chrześcijaństwem źródłach porównywany był do diabła, to dowód najlepszy z możliwych, że coś musiało być na rzeczy, a mieszkanie w podziemiach/pieczarach/rozpadlinach/w ziemi czyniło go idealnym pretendentem do otrzymania nagrody jednego z najlepszych kozłów ofiarnych wykorzystywanych do straszenia gawiedzi. Toporov, na podstawie legend macedońskich i serbsko-chorwackich o Vila Vela (* Vela), zrekonstruował kobiecą postać z głównego mitu, prawdopodobnie mającą związek z Velesem lub Vlasici-Pleiades (* Velsyni / * Volsyni). Być może Veles walczył z Perunem, aby poślubić boginię Mokosh i jak zwykle cała kosa o babę, ale dalej nic nie wskazuje na to by przeciwstawienie sobie tych dwóch Panów było zasadne. Imię Veles jest często porównywane z bałtyckim imieniem boga podziemi Vels i związanych z nim vyalnyas – też był patrona bydła, koni, kóz.
W folklorystycznych tekstach pojawia się wiele nawiązań, które według badaczy (Labuda, Gieysztor) są pozostałościami po dawnych wierzeniach w „podziemnego” Boga – w słoweńskich legendach występuje jako Trdaglav, Potoglav czy Vouvel[4] Ten ostatni w opowieści występuje jako gigant, który upatrzył sobie tajemniczą i niedostępną podziemną grotę i tam kitrał sobie cenne rzeczy, z bydłem i kosztownościami (ZŁOTOOOO) na czele. Jak to w takich sytuacjach bywa, pojawia się oponent – bohater z „jasnej strony mocy” – Krsnik – który zasadza się na samoluba i chce mu zabrać to co tam sobie gromadził – ponoć widać tu analogię do konfliktu pomiędzy Perunem i Welesem, na zasadzie przeciwieństw, jak wszystkie istotne wtedy rzeczy.
W folklorystycznej wizji świata Weles zasiadał w korzeniach drzewa kosmicznego – axis mundi – oczywiście klapnął sobie na wieczność wygodnie na złotym tronie i z tego miejsca ważył uczynki ludzi (dlaczego on jako sędzia?). Im dalej w las tym teorie coraz bardziej naciągane: jednym wychodzi, że Triglav był tak naprawdę Welesem, jeszcze innym, że „bogiem od wszystkiego” – w opozycji do Peruna, jednak równie jak on potężny, raczej nie pozostający z nim w przyjaźni.
Bożek niejedno ma imię czyli kto miał jaki nick
Z tym Trzygłowem to z perspektywy człowieka, który o tym czyta a nie ma ambicji ani potrzeby dawania wiary wszystkiemu dla zasady, bardzo naciągana teoria, chociaż zaraz podniosą się głosy „udowodnij że to nieprawda”. No ale żeby przyjmować za przekonujący argument to, że „koń w szczecińskiej świątyni był kary (znaczy się czarny), wyjątkowo piękny, tłusty i pod specjalną ochroną może świadczyć o tym że wspomniane bóstwa były tożsame (czerń i złoto to kolory Welesa)[5]. Według innej interpretacji Trzygłów miał być bóstwem wszechstronnym i sprawować władzę nad kosmosem, ziemią i podziemiami – trochę więcej niż bożek od bydła, co znów prowadzi w inną drogę bez powrotu i każe w nim widzieć „drugiego” Peruna[6].
Istnienie Nyi, drugiego bóstwa chtonicznego poddawano w wątpliwość wielokrotnie i słusznie, bo jeśli coś pojawia się w kronice Długosza to znak, że należy do informacji podchodzić ostrożnie i podejrzliwie, bo wszyscy choć trochę zainteresowani znają jego fantazję na temat „słowiańskiego panteonu” – Bruckner nie bez racji krytykował podane tam nazwy jako wyjęte z wiejskich powiedzonek i przyśpiewek i stworzone bez związku z faktycznymi nazwami czczonych na „naszych” terenach pozaziemskich bytów. Tu będzie zaskoczenie, że wspomniana na początku Nyja stanowi tu wyjątek, bo po analizie językoznawczej wyszło: o, coś mogło jednak być na rzeczy! „Plutona nazywali Nyją, uważając go za boga podziemi i stróża oraz opiekuna dusz, gdy ciała opuszczą. Do niego modlili się o to by wprowadzeni byli po śmierci do lepszych siedzib w podziemiach. Duszom tym wybudowano w mieście Gnieźnie najwyższą świątynię, do której pielgrzymowano z najdalszych stron”[7]. Tyle kronikarz, no ale halo, który to rok… Starsze źródło z 1414 roku (!, no to rzeczywiście stare) to uchwała z synodu diecezjalnego św. Mikołaja z Pyzdr, zakaz „klaskania i tańców na cześć pogańskich bożków” – co prawda w oryginale zapis to „Tija” zamiast Nyja/Nija/NjaNia, ale zrzuca się to na karb błędu edytorskiego. Jeśli chodzi o znaleziska, to oczywiście jak to u nas bida z nędzą, bo świątyni w Gnieźnie nikt nie znalazł, a jakieś dowody bardziej wiarygodne niż teksty przepisywane po kilkuset latach to tylko te językoznawcze: Mikołaj Rudnicki klaruje „Ny-ja bóg (bogini) który sprawia „nycie” to znaczy „schnięcie”, „usychanie”, „kapienie”, „więdnięcie”, jednym słowem śmierć i wszystko co z nią się wiąże”. No i to jedyny który dał jednoznaczną odpowiedź na trapiące mnie od początku pisania tego tekstu: jakiej płci było to bóstwo, bo raz wymieniano je w rodzaju męskim, w innym miejscu żeńskim, więc dysonans był. „Nyja jest bóstwem rodzaju męskiego, związanego bezpośrednio z księżycem – wskazuje na etymologiczny związek pomiędzy Nyja-now”. Tylko że ten, Księżyc, fazy i tak dalej były babską sferą i domeną…o co c’mon?
[1] Stosunkowo największy potencjał rekonstrukcji najstarszego obrazu pojęcia jako elementu JOS (językowego obrazu świata) tkwi, jak wiadomo, w metodzie etymologicz-nej. Analiza etymologiczna dostarcza przede wszystkim informacji o tym, że teonim etymologicznie wywodzi się od /czy jest związany z/ psł. *vel- > pie. *uel- ‘pole, dolina, łąka’, ‘śmierć, umierać’. Podejście kognitywne uzupełnia ją o następujące dane: – rdzeń pie. *uel- znajduje się w polu semantycznym PRZESTRZENI, w ramach opozycji góra:dół. W obrazie językowym tego pojęcia centralne wydają się znaczenia ‘pole/łąka, dolina’, dotyczące relacji przestrzennych opartych na doświadczeniach op-tycznych, wiążących się też z konceptualizacją położenia względem patrzącego. – kierunek ewolucji semantycznej w oparciu o teorię pierwotnego konkretyzmu i uniwersalnych schematów derywacyjnych można zrekonstrować w postaci: ‘dół’ (→‘pole’) → ‘śmierć’. W ten sposób wpisywałby się on w powszechny mechanizm nadawa-nia nazw sferom abstrakcyjnym za pomocą słownika dziedzin konkretnych (takich jak doświadczenie przestrzenne, położenie). – M. Łuczyński, Kognitywna definicja Welesa~Wołosa: Etnolingwistyczna próba rekonstrukcji fragmentu słowiańskiego tradycyjnego mitologicznego obrazu świata, Studia Mythologia Slavica XV
[2] Weles wymieniany również jako Wolos (szczególnie w późniejszych źródłach), co w niektórych badaczach wzbudziło przekonanie, że mowa jest o dwóch różnych postaciach mitologicznych, jednak stosunkowo szybko przyjęto, że coś za dużo tych podobieństw i to jednak to samo bóstwo a inna pisownia wynika z odległego pochodzenia terytorialnego i chronologicznego omawianych tekstów. No bo Wolosem jest w „Powieści minionych lat” (popularna przysięga, było o tym szerzej w tekście o Rurykowiczu i jego drużynie),
[3] »В это время в Ростове был сильнейший пожар (…); в самый день пожара (…) страшная громовая туча разразилась над храмом бога Велеса, где стоял его истукан, сделанный из каменя; когда храм загорелся, то истукан вышел из него, как живой человек, пошел на восток на конец города и остановился на Чудском конце города. Когда он шел по берегу озера среди пылавших зданий, то озеро кипяло перед ним как в котле, викидивало из себя множество рыб. Верховный жрец Велеса Радуга молил его не сходить со своего прежнего места, но Велес опалил ему за это волосы, а вслед за тем у Радуги выросла собачья голова« (Latopis Rostowski, XVII w)
[4] M. Kropej, Supernatural beings from Slovenian myth and folktales, 2012
[5] Tak twierdził Gieysztor, opierając się na relacjach Herborda i Ebo, gdzie pierwszy opowiadał o rzeczonym rumaku, drugi o złotym posągu bóstwa i „złotej zasłonie” na jego twarzy.
[6] Przy szczecińskiej świątyni nad źródełkiem rósł ponoć ogromny dąb który stanowił „siedzibę jakiegoś ducha czczonego przez prosty lud”.
[7] Długosz, 1961, s. 165-166